środa, 17 czerwca 2020

Vademecum przyszłego okularnika. :)

Od jakiegoś czasu muszę niestety nosić okulary i to na stałe. Wydawać by się mogło, iż wybór okularów to taka prosta sprawa. Otóż wcale nie. Dlatego w porozumieniu z Agnieszką @magical_daily (Link do Agi Instagrama.) postanowiłam napisać takie małe vademecum okularnika. Jednak zacznę może najpierw od mojej historii związanej z okularami, w celu wyjaśnienia, dlaczego ich wybór do łatwych nie należy.



Otóż, gdy byłam nastolatką, miałam lekką wadę wzroku i musiałam mieć okulary, lecz tylko i wyłącznie do czytania. Wtedy jeszcze okulary wybierała mi moja mama, więc nie ukrywam, że liczyła się dla niej przede wszystkim cena, a później jakość. Wtedy też okulary były robione inaczej więc im droższe, tym lepsze. Teraz nawet te tanie mogą posłużyć nam na lata. Tak więc zostały wybrane mi okulary, które jak sama uważam, patrząc na stare zdjęcia, nijak do mnie pasowały.

To niestety nie był, pierwszy i jedyny minus jak się później okazało. Mimo tego, iż zakładałam je, tylko do czytania to, jednak strasznie mi przeszkadzały. Między innymi, gdyż miały zbyt długie zauszniki, które mi sięgały za całe moje ucho niemalże aż do karku. Było to uciążliwe, gdyż strasznie mnie uwierały, a co za tym idzie, także mi się odznaczały i często musiałam je zdejmować, chociaż na chwilę.

Dodatkowo były one tak zrobione, iż dookoła szkieł korekcyjnych nie było obramówki metalowej czy plastikowej. Znajdowała się ona tylko na górze do połowy szkieł, natomiast na dole była tylko maleńka przezroczysta żyłka. Może dlatego nie zdziwiłam się za bardzo, gdy pewnego dnia kolega ze szkoły próbował przymierzyć moje okulary, a szkła po prostu z niej wypadły.

Oczywiście szkła, które wypadły zaraz się od szczerbiły. Pani w salonie optycznym teoretycznie naprawiła mi okulary, jednak później co chwile mi się one psuły, a szkła wypadały. Nie wspomnę już o tym, iż z powodu za dużych zauszników w żaden sposób nie mieściły się w opakowaniu do nich przeznaczonym. Wskutek czego były bardziej narażone na zniszczenia zwłaszcza w momencie noszenia ich w plecaku.

Moje pierwsze okulary do czytania. 

Później zaprzestałam noszenia okularów i chyba nie muszę tłumaczyć dlaczego. Tak było, aż do tego roku. Po ciąży niestety mój wzrok się pogorszył do takiego stopnia, iż trzeba było udać się do okulisty. Okazało się, że wada jest na tyle głęboka, że czekają mnie okulary. Noszę szkła korekcyjne, tzw. minusy.

Do salonu optycznego wybrałam się z teściową. Szczerze powiem, że wybór wcale nie był prosty. Wybierałam okulary prawie godzinę i pytałam wszystkich znajomych, jak mnie w nich widzą. Na końcu padło jednak na okulary, które spodobały mi się, jak tylko weszłam do optyka. Podobno jest taki przesąd, iż pierwsze okulary, które wpadną nam w oko, będą najbardziej do nas pasować i tak też było w moim przypadku.


Okulary pokazane w naturalnym świetle domowym oraz w słoneczny dzień na dworze. :)

Z racji tego, że ja tak długo wybierałam okulary, postanowiłam napisać dla was ten post, aby wam ułatwić to zadanie. Ja takowe wskazówki otrzymałam od Agnieszki oraz od Pani Optyk Joanny Morawskiej w salonie, który mieści się na ulicy Jarosława Dąbrowskiego 4 w Przasnyszu, za co ogromnie im dziękuje! Tak naprawdę to właśnie z ich pomocą powstał ten wpis, ponieważ zgodziły się, bym podzieliła się z wami ich cennymi radami. A więc zaczynajmy. :)


Jak dobrać okulary? - kilka cennych rad. 

1. W doborze oprawek ważna jest ich wielkość. Nie powinny być za małe ani za duże. Powinno się je dopasować do kształtu i wielkości naszej twarzy. 

2. Kolor jest tutaj równie ważny. Wybierając ich kolor powinniśmy kierować się tym w czym chodzimy na co dzień, aby do wszystkiego nam one pasowały.

3. Nawet jeśli spodobają nam się pierwsze zobaczone oprawki, należy przymierzyć kilka par. Ponieważ przymierzając więcej niż jedną parę będziemy bardziej pewni, w którym kształcie lepiej się czujemy.

4. Warto zwrócić uwagę na noski bądź ich brak. Każdy woli inne okulary, jedni preferują te z noskami. Natomiast inni wolą bez. Należy jednak pamiętać o tym, iż te okulary które nie mają nosków mogą się słabiej trzymać i zjeżdżać na nosie. 

5. Pamiętajcie, że cena oprawek nie musi być wcale wysoka. Zależy to tylko i wyłącznie od tego jak często chcecie oprawki wymieniać. Teraz okulary są tak robione, że nawet te za 100 zł potrafią służyć nam nawet kilka lat. 

6. Ogromne znaczenie mają tutaj także same oprawki. Zarówno ja jak i Agnieszka lepiej czujemy się w grubszych oprawach. Po za tym mamy grubsze szkła, które zdecydowanie lepiej trzymają się w grubszej oprawie. Także na to również należy zwrócić uwagę szczególnie w momencie gdy ma się dużą wadę. :)

7. Obecnie na rynku znajdziemy także okulary zwane okularami fotochromowymi. Są to okulary, w których soczewka(szkła) ciemnieje pod wpływem promieniowania ultrafioletowego. Dzięki temu ich użytkownik otrzymuje ochronę oczu, która jest odpowiednia nie tylko do rodzaju oświetlenia i natężenia jego jasności, ale również kąta padania światła. Podczas przebywania na słońcu soczewki przybiorą ciemną barwę, a następnie odbarwią się podczas przebywania poza wpływem promieniowania UV.

8. Ja niestety obecnie posiadam fotochromy i niestety na dłuższą metę nie wyobrażam sobie ich mieć. Na początku mi się podobały, ponieważ latem nie musiałam zmieniać swoich okularów na przeciwsłoneczne, gdyż tutaj mam je niejako 2w1. Niestety jak w lecie wyglądają one fajnie, tak w zimę czy jesień wyglądają co najmniej dziwnie. :(  Dlatego też niektóre firmy wyszły nam naprzeciw i teraz można kupić okulary ze specjalną nakładką przeciwsłoneczną, która ma w sobie magnez i przy delikatnym przytknięciu jej do okularów automatycznie się z nimi łączy.




Mam nadzieję, że post będzie dla was bardzo przydatny.  Jeszcze raz dziękuje Agnieszce! <3 Ja aktualnie nie wyobrażam sobie, siebie bez okularów. :D Jak tylko zdejmę je na chwilę, to zaraz czuje się bez nich dziwnie.

Opowiedzcie w komentarzu jak rozpoczęła się wasza przygoda z okularami. Ile czasu zajęło wam ich wybranie? Od początku byliście zaprzyjaźnieni czy jednak mieliście jakieś przygody z nimi związane? Akceptujecie się w okularach czy wolicie siebie bez nich? Czekam na wasze komentarze! Miłego dnia. :*



środa, 3 kwietnia 2019

Cholestaza ciężarnych - moja osobista historia...

Już po pierwszej ciąży chciałam podzielić się z Wami moją historią odnośnie choroby, która występuje u mnie podczas jej trwania. Jednakże córka w 100% pochłaniała mój czas, a dodatkowo jakoś straciłam zapał do pisania bloga i zawsze było coś ważniejszego. Dziś będąc w drugiej ciąży i wiedząc iż choroba do mnie wróciła, a niestety nadal bardzo mało kobiet o niej wie postanowiłam zmotywować się i w końcu napisać dla Was owy post.

Zacznę może od tego, iż cholestaza mimo posuwającej się do przodu medycyny nadal nie jest powszechnie znaną chorobą i wiele kobiet zupełnie nie ma o niej pojęcia. Co więcej, mam wrażenie że dużo lekarzy również ma braki z zakresu wiedzy o niej. :( Post w dużej mierze powstaje również po to by wiele kobiet przestrzec i uczulić na to by w ciąży wykonywały jak najwięcej badań.

Co to jest ta cała CHOLESTAZA CIĘŻARNYCH?

Cholestaza Ciężarnych - to nic innego jak niebezpieczna dla płodu choroba wątroby. Zazwyczaj objawia się uporczywym swędzeniem stóp i dłoni, jednakże z czasem może swędzieć was cała skóra. W Polsce dotyka ona około 4% kobiet w ciąży. Zazwyczaj występuje w ostatnich miesiącach przed rozwiązaniem(ok. 30 tydzień ciąży) ale może także występować po 20 tygodniu. Jest to choroba, którą można dziedziczyć lub po prostu bezpośrednia przyczyna choroby może być związana z działaniem hormonów płciowych: estrogenów i progesteronu. Ich stężenie jest największe w III trymestrze wtedy własnie może okazać się, że wątroba jest zbyt słaba aby sobie z nimi radzić. Dochodzi wtedy wówczas do wewnątrz wątrobowego zastoju żółci.(źródło)


Moja Historia...


W pierwszej ciąży o cholestazie dowiedziałam się niestety bardzo późno. Jeszcze wtedy chodziłam do lekarki na kasę chorych i to w nowym miejscu zamieszkania, więc tak naprawdę poszłam do pierwszej lepszej, która akurat przyjmowała w poradni. O tej chorobie nie miałam zielonego pojęcia i jakoś nie przyszło mi do głowy aby sprawdzić w internecie co to w ogóle jest. A napomknęła mi o niej moja babcia, ale też nie powiedziała jak ją rozpoznać. 

Idąc więc do lekarki zaraz na pierwszej wizycie poinformowałam ją, iż taka choroba występuje w mojej rodzinie od pokoleń. Na co usłyszałam, że jak dobrze się czuje to nie mam żadnej cholestazy. Lekarka nawet nie próbowała wyjaśnić mi co to takiego. Posłuchałam się, ponieważ kompletnie nie znam się na tym, a przecież ona jest lekarzem więc wie co mówi. Niestety myliłam się. A ona wszystko zbagatelizowała.


Skóra zaczęła swędzieć mnie jakoś po 25 tygodniu ciąży. Kompletnie nie wiedziałam o co chodzi. Najpierw uznałam, że brzuch mi się rozciąga i skóra uelastycznia, więc pewnie to jest przyczyną. Później uznałam, że może mam uczulenie na jakiś płyn do kąpieli albo do prania. Jednakże z tygodnia na tydzień skóra swędziała mnie tak, że nie mogłam przestać się drapać. Robiłam to dotąd aż miałam rany a nawet niekiedy leciała z nich krew. 

Uznaliśmy, iż coś jest nie tak i natychmiast pojechaliśmy do lekarza. Niestety okazało się, iż moja doktor obecnie przebywała na urlopie i jest za nią zastępstwo. Lekarz na zastępstwie nie dał mi żadnego skierowania na badania tylko po prostu przepisał witaminę K. Wróciłam więc do domu i byłam zmuszona czekać aż doktor wróci z urlopu. To były dni pełne wyczekiwania, drapania, płaczu i bólu. W między czasie mój obecny mąż smarował mi ciało zimnym kremem Nivea co na jakiś czas dawało ukojenie.


Byłam tak przerażona i wykończona, iż nadal nie przyszło mi do głowy aby sprawdzić w Google co to za choroba. Niestety gdy doktor wróciła było już za późno. Od razu zostałam skierowana na oddział do szpitala. Tam pobrali mi krew do badań i moje wcześniejsze obawy się potwierdziły, usłyszałam iż to właśnie ta choroba o której wspominała mi babcia. Od razu na start dostałam leki oraz 4 kroplówki na tak zwane "przepłukanie organizmu." Potem następnego dnia znów dostałam 4 kolejne kroplówki. Nic kompletnie już na mnie nie działało, więc postanowili przewieźć mnie do szpitala w Ostrołęce. 

Z płaczem zadzwoniłam do Arka i powiedziałam co się dzieje. Dzień przed wyjazdem pielęgniarki zrobiły mi w nocy zastrzyk w pośladek i drugi zastrzyk rano przed samym odjazdem. Okazało się, iż te zastrzyki to nic innego jak sterydy. Podaje się je w przypadku wcześniejszego porodu aby wspomóc rozwój płuc dziecka.

W Ostrołęce zaczęła się walka z czasem. Dostałam kolejne porcje leków, kroplówek oraz jak nic już nie pomagało podłączyli mnie do pompy która podawała mi dożylnie magnez przez 8 lub 12 godzin.(Teraz nie pamiętam tak dokładnie) Gdy dostawałam ten magnez od momentu jego podłączenia aż do skończenia pielęgniarki pobierały mi krew co 2 godziny. 

Nawet nie jesteście sobie w stanie wyobrazić jak ja wyglądałam. Arek był przerażony. Żyły odmawiały mi już posłuszeństwa, a pielęgniarki pobierając mi krew płakały razem ze mną bo wiedziały jak bardzo jestem wykończona i jak strasznie mnie to boli. I tak leżałam na oddziale prawie miesiąc. W końcu wyniki skoczyły mi tak, iż musieli rozwiązać mi ciążę w 34/35 tygodniu ciąży poprzez cesarskie cięcie.

Znów był płacz i strach bo nie wiedziałam co dalej będzie. Na szczęście mój mąż zdążył przyjechać. O samym cesarskim cięciu stworzę niedługo osobny wpis. Także na tym zakończę swoją historię.


Jakie wykonać badania?


Cholestazę rozpoznaje się na podstawie stężenia KWASÓW ŻÓŁCIOWYCH. To właśnie te badania powinniście mieć w pierwszej kolejności zrobione. Dodatkowo zbadane powinny zostać enzymy wątrobowe, ale najważniejsze są właśnie kwasy żółciowe. Podwyższenie stężenia kwasów żółciowych oraz niżej wymienionych enzymów sygnalizuje poważne uszkodzenie wątroby, mogące świadczyć o chorobie.


  • ASPAT - norma 5-38 U/L
  • ALAT - norma 5-40 U/L
  • Bilirubina całkowita - norma 0,20-20 mg/dl
  • Fosfataza alkaliczna(ALP, FALK, FAL) - norma 20-70 U/L
Dlaczego najważniejsze są tutaj kwasy żółciowe?  Z kilku powodów:

  1. Enzymy wątrobowe(ast,alt) będą podwyższone tylko u 60% kobiet z cholestazą ciężarnych, prawie połowa będzie miała te wartości w normie.
  2. Jeśli chodzi o zagrożenie dla dziecka to właśnie kwasy żółciowe są wyznacznikiem. To one dostają się przez łożysko i według wielu badań to one są odpowiedzialne za powikłania.(źródło)

Powikłania spowodowane nie leczeniem cholestazy to:
  • wewnątrzmaciczna śmierć dziecka(ryzyko ok. 2%)
  • poród przedwczesny
  • przedwczesne oddanie smółki
  • zaburzenia wchłaniania witaminy K
  • krwotoki zarówno ze strony mamy jak i noworodka (źródło)

Leczenie tejże choroby polega na przyjmowaniu leków sterydowych oraz kroplówek z glukozą i witaminą C. Dlatego też niezbędny jest pobyt w szpitalu i zazwyczaj trwa on aż do rozwiązania. W szpitalu na bieżąco kontrolowane są funkcje wątroby(pobierana jest krew). Najważniejsza w tym wszystkim jest obserwacja stanu dziecka. Regularnie wykonuje się KTG, USG oraz zaleca się liczenie ruchów dziecka. Zalecana jest również dieta lekkostrawna.

Zazwyczaj ciążę z tą chorobą kończy się tuż po skończonym 37 tygodniu ciąży, jednak wszystko zależy od wyników oraz od stanu zdrowia mamy i dziecka. Nie jest ona wskazaniem do cięcia cesarskiego. Podobno poród naturalny jest szybszy i mniej bolesny. Co najważniejsze świąd skóry mija zazwyczaj 1 lub 2 dnia po porodzie.(ja osobiście po cesarce już nie czułam świądu). Niestety u 90% kobiet cholestaza powraca w kolejnej ciąży(u mnie właśnie tak się dzieje). Dodatkowo napiszę również, iż z powodu cholestazy nie możliwe jest stosowanie antykoncepcji hormonalnej dwuskładnikowej.


W ciąży skóra nam się rozciąga co również powoduje swędzenie lub po prostu na większość produktów jesteśmy uczulone. Dlatego zazwyczaj kobiety nie przypisują tego cholestazie. A nawet niektóre z nich po prostu sobie to olewają uważając, że użyły złego płynu do kąpieli. Nie należy panikować ale pamiętać, iż świądu w ciąży ani żadnych innych niepokojących objawów nie należy bagatelizować!

Post powstał po to aby przybliżyć Wam tę chorobę. W żaden sposób nie chciałam was wystraszyć. Mam nadzieje, iż więcej kobiet dowie się o tej paskudnej i uporczywej chorobie. Właśnie dzięki niej swoją pierwszą ciążę wspominam jako traumę. Dobrze, że w tej ciąży jest dużo lepiej aczkolwiek również leże w szpitalu już prawie 2 tygodnie i czekam już tylko aż kwasy skoczą i lekarze podejmą decyzję o rozwiązaniu. Trzymajcie się ciepło. Buziaki! :*

czwartek, 20 grudnia 2018

Piękne loki każdego dnia? Z automatyczną lokówką Philips jest to możliwe.


Hej, dawno mnie tutaj nie było ale powoli wracam do Was z nowymi postami. Mam również nadzieję, iż dzisiejszy wpis będzie świąteczną inspiracją aby zrobić przyjemność swojej ukochanej, siostrze a może przyjaciółce. Zapraszam serdecznie do lektury. :)

Od podstawówki marzyłam o pięknych, długich włosach. Jeszcze lepiej byłoby wtedy gdybym miała naturalne loki. Niestety natura obdarzyła mnie prostymi włosami. Zawsze kiedy chciałam mieć namiastkę kręconych włosów to wieczorem myłam włosy, czesałam je i plotłam w warkoczyki. Tak szłam spać. Rano kiedy rozplątywałam warkocze miałam piękne kręcone włosy.

Uwielbiałam je. Z czasem gdy zaczęłam chodzić do gimnazjum kupiłam swoją pierwszą prostownicę. Wtedy koleżanka nauczyła mnie robić sobie loki za jej pomocą. Niestety prostownica popaliła mi włosy, dodatkowo trochę trzeba było się przy tym namęczyć, czasem nawet poparzyć palce oraz skórę głowy a i tak po kilku godzinach zamiast pięknych loków miałam tak zwane siano zamiast włosów.

Na szczęście udało mi się uratować moje włosy za sprawą odżywek i masek. Wtedy też postanowiłam, iż nigdy więcej nie będę robiła loków prostownicą. Kilka miesięcy temu dowiedziałam się o automatycznej lokówce marki Philips z serii MoistureProtect. W sumie to oglądając reklamy nie spodziewałam się jakiś cudów.




Myślałam, iż jest to kolejny produkt o którym wszyscy wypowiadają się z zachwytem, a w rzeczywistości jest inaczej. Kilka tygodni temu lokówka dotarła do mnie i szczerze powiedziawszy jestem nią mile zaskoczona. Nie spodziewałam się takiego dobrego efektu jaki otrzymałam.

Pierwszą fryzurę zrobiłam kilka dni po otrzymaniu produktu i to przed spaniem. Dacie wiarę, że fryzura trzymała mi się kilka godzin po zrobieniu oraz wytrzymała do dnia następnego mimo snu? Może nie były to takie loki jak na początku stylizacji ale za to zostały mi przepiękne fale. <3 Byłam po prostu w szoku. Myślałam, że po dwóch godzinach po lokach nie będzie ani śladu a tu taka niespodzianka.

Tydzień później powtórzyłam test i znów moje zaskoczenie nie miało granic. Wtedy uświadomiłam sobie, iż stylizowanie włosów nie musi być wcale trudne i męczące. Wystarczy tylko zakup dobrego sprzętu. Po każdej stylizacji moje włosy mimo wysokiej temperatury są piękne, lśniące, gładkie a przede wszystkim nie popalone.

Moje włosy przed i po pierwszej stylizacji. :)



Włosy po kolejnej stylizacji :)


Lokówka posiada powłokę ceramiczną z keratyną, która zapewnia lepszą pielęgnację włosów. Ma ona również jonizację, dzięki której nasze włosy są lśniące i gładkie. Dzięki ustawieniom temperatury, kierunku kręcenia włosów oraz ustawieniom czasu kręcenia możemy wykonać aż 27 stylizacji aby dostosować je do swoich wymagań.

Co to takiego ta technologia MoistureProtect? - to nic innego jak kontrola i dostosowanie temperatury do potrzeb włosów. Chroni ona również nasze włosy przed przegrzaniem. Co jest dodatkowym atutem.









Plusy:

- Nie pali włosów
- Nie parzy w dłonie
- Bardzo szybko robi się loki
- Można wybrać, w którą stronę mają być zakręcone loki
- Sami ustawiamy temperaturę i czas zakęcania
- Wygląd

Minusy:

- Głośny efekt dźwiękowy, który uświadamia nas iż włosy zostały już zakręcone
- Jest trochę ciężka
- Cena


Dane techniczne: 

  • Temperatura stylizacji 170°C - 190°C - 210°C
  • 3 kierunki kręcenia włosów - w prawo, na przemian, w lewo
  • Ustawienia czasu 8s - 10s - 12s
  • Czas nagrzewania 30s
  • Napięcie Uniwersalny V
  • Długość przewodu 2m
  • Gwarancja 2 lata
Właściwości:

* Automatyczne obracanie się
* kierunki obrotu
* powłoka ceramiczna z keratyną
* automatyczne wyłączenie po 60min
* obrotowy kabel
* ucho do zawieszania 

Dane techniczne jak i właściwości pochodzą z oficjalnego źródła. (Źródło: www.philips.pl)

Do zestawu dołączona jest instrukcja obsługi, karta gwarancyjna, akcesorium do czyszczenia wałka oraz przyrząd do rozdzielania pasm włosów.



Poniżej znajdziecie listę sklepów gdzie możecie kupić ją online:

** Oficjalny sklep Philips (link)

** MediaMarkt (bezpośredni link)

** Mediaexpert (Link)

** RTVEUROAGD (link)

** Komputronik (link)


Myślę, iż jest to idealny prezent nie tylko na święta, gdyż przy każdej okazji obdarowana nią kobieta z pewnością będzie zachwycona. Z czystym sumieniem mogę polecić ją każdej kobiecie. Ja jestem nią zachwycona! <3



Koniecznie dajcie znać w komentarzu co jeszcze chcielibyście wiedzieć o tym sprzęcie. Co myślicie o tym urządzeniu? Znacie je? A może któraś z was ma i używa? Będę bardzo wdzięczna za opinię a tymczasem życzę zdrowych i pogodnych świąt! Buziaki :*






czwartek, 20 września 2018

Owoce zdrowe na wszystko - moje koktajlowe wariacje.

Uwielbiam owoce, i właśnie za to kocham lato, ponieważ w sklepach jest tyle owoców i w dodatku taki wybór że głowa mała. Przypominają mi one smaki dzieciństwa, które spędzałam u dziadka na wsi. Uwielbiałam tam jeździć aby odetchnąć świeżym powietrzem. Zawsze z bratem byliśmy niezwykłymi podjadaczami dobroci, które znajdowały się w ogródku mojego dziadka.

Pamiętam te wszystkie słodkie i soczyste maliny, winogrona czerwone jak i te białe. Nawet czarna i czerwona porzeczka się tam znalazły, jednak najbardziej lubiłam orzechy laskowe. Nie wyobrażacie sobie nawet jaki był płacz gdy pewnego dnia pojechaliśmy do dziadka, a tam drzewa laskowe zastąpiły jakieś brzydko wyglądające tuje. :(

Kochani szanujmy owoce. Nawet nie zdajecie sobie sprawy z tego ile z nich wyrzucanych jest do kosza. Najczęściej wyrzucane są takie, których została na przykład ostatnia sztuka lub takie które są przebrzmiałe bo nikt ich wtedy kupować nie chce. Wyglądają mało apetycznie to fakt ale uwierzcie mi, że da się je jeszcze do czegoś wykorzystać.

Przyznam się bez bicia, iż u mnie w domu też owoce były wyrzucane. Zazwyczaj dlatego, iż tych zebranych z ogrodu po prostu nie zdążyliśmy zjeść lub przetworzyć. Dlatego też pewnego dnia postanowiłam robić z nich zdrowe smoothie lub koktajle.

Zazwyczaj jest tak, że wybieram takie owoce, które widzę że już długo nie poleżą i własnie z nich robię koktajl. Zdarzało się też, iż dokupowałam kilka owoców w sklepie by urozmaicić koktajle i nie pić ciągle tych samych. W internecie znajdziecie mnóstwo świetnych przepisów. Ja też chciałabym podzielić się z wami moimi przepisami, które sprawdziłam i cała moja rodzina piła ze smakiem. :)

Do zrobienia koktajli używam blendera, jednak zastanawiamy się z mężem nad kupnem sokowirówki. Chcielibyśmy pić zdrowe i pożywne soki. Powiem wam, że najbardziej cieszy mnie fakt, iż mojej córce bardzo smoothie smakuje i pije je z ochotą.

Lato latem ale ja chyba najbardziej lubię pić koktajle jesienią lub wczesną wiosną. Wtedy najbardziej szwankuje nam odporność i należałoby ją jakoś wzmocnić. Dodatkowo spożywając takie napoje ze świeżych owoców dostarczacie do organizmu dużo cennych i zdrowych witamin. To jak chcecie poznać kilka ciekawych przepisów? W takim razie lecimy! :)


1. Koktajl truskawkowo - jabłkowy.

- truskawki
- 1 jabłko
- jogurt naturalny

Jabłka obrać ze skóry i wyjąć z nich nasiona oraz pokroić w kostkę. Truskawki oddzielić od szypułek oraz przekroić na pół. Następnie dodać jogurt naturalny. Wszystko razem zblendować. Przelać do szklanek i ozdobić wedle uznania.


2. Koktajl z ciemnych winogron i jabłek z dodatkiem jogurtu naturalnego.

- 120g ciemnych winogron
- 1 jabłko
- 150g jogurtu naturalnego

Jabłka obrać ze skóry i wyjąć z nich nasiona oraz pokroić w kostkę. Winogrona przekroić na pół i wyjąć z nich pestki. Następnie dodać jogurt naturalny. Wszystko razem zblendować i wlać do szklanek.


3. Żółty koktajl.

- pomarańcze
- gruszki
- jabłka
- 1/2 szklanki wody
- odrobina soku z ananasa (z puszki)

Pomarańcze kroimy na pół i obieramy ze skóry oraz wyjmujemy nasiona o ile są, później kroimy na mniejsze cząstki. Gruszki obieramy ze skóry, kroimy na pół i wyjmujemy gniazda nasienne a następnie kroimy w kostkę. To samo robimy z jabłkiem. Blendujemy, później dodajemy wodę i odrobinę soku z ananasa i ponownie blendujemy.



4. Zielone love. (źródło przepisu)

- 1 gruszka
- 1 kiwi
- natka pietruszki (ewentualnie koperek)
- sok z cytryny
- 100ml wody

Gruszki obieramy ze skóry, kroimy na pół i wyjmujemy gniazda nasienne a następnie kroimy w kostkę. Kiwi obieramy ze skóry i kroimy w kostkę. Natkę pietruszki/ koperek lekko siekamy. Nastepnie dodajemy odrobinę soku z cytryny. Wszystko razem blendujemy, na koniec dodajemy wodę i znów blendujemy. Można ozdobić tak jak na zdjęciu.



Tutaj zamiast pietruszki dodałam właśnie koperku. :)

5. Smoothie pełne fioletu. 

- 1 gruszka
- kilka ciemnych winogron

Gruszki obieramy ze skóry, kroimy na pół i wyjmujemy gniazda nasienne a następnie kroimy w kostkę. Winogrona kroimy na pół i wyjmujemy pestki. Następnie wszystko razem blendujemy.


6. Zielone smoothie. (źródło przepisu)

- 1 jabłko
- 1 kiwi
- 1,5 plasterka ananasa (z puszki)
- szklanka wody
- trochę soku z cytryny lub limonki

Jabłko obieramy ze skóry, kroimy na pół i wyjmujemy gniazda nasienne. Kiwi obieramy. Później wszystko kroimy w kostkę. Następnie dodajemy wodę i blendujemy, a na koniec dodajemy sok z cytryny lub limonki i znów blendujemy.



7. Na dobry dzień w pracy.

- 1 kiwi
- 1 gruszka
- garść białych winogron
- 1 jabłko
- 150 ml wody
- trochę soku z cytryny

Kiwi oraz gruszkę i jabłko obieramy ze skóry. Z gruszki i jabłka wyjmujemy gniazda nasienne i wszystko kroimy w kostkę. Winogrona kroimy na pół. Dodajemy do tego wodę i sok z cytryny. Następnie blendujemy.


8. Coś orzeźwiającego. (źródło przepisu)

- sok z 2 marchewek (najlepiej wycisnąć w sokowirówce)
- 1 jabłko
- duży plaster arbuza
- odrobina wody ( na oko pół szklanki może mniej)

Jabłko obieramy ze skóry, wyjmujemy gniazda nasienne i kroimy w kostkę. Ananasa kroimy w kostkę, natomiast w sokowirówce wyciskamy sok z marchwi. Wszystko wrzucamy do dużego naczynia, dodajemy wodę i blendujemy.



9. Na słodko.

- 8 truskawek
- 1 jabłko
- 2 spore plastry arbuza
- brzoskwinia lub nektarynka
- 100 ml wody
- 2-3 łyżeczki miodu (zależy od tego jak kwaśne są owoce)

Od truskawek odejmujemy szypułki i kroimy na pół. Jabłko obieramy, wyjmujemy gniazda nasienne. Arbuza oddzielamy od skóry i wydłubujemy pestki. Brzoskwinię/nektarynkę obieramy ze skóry i wyjmujemy ze środka pestkę. Wszystko kroimy w kostkę i wrzucamy do wysokiego naczynia. Następnie dodajemy wodę i miód oraz blendujemy (na początek dodałabym 1 łyżeczkę miodu i próbowała, jak będzie za mało to zawsze miodu można dodać).


10. Bomba witaminowa.

- 2 kiwi
- 1 banan
- 1 gruszka

Kiwi, gruszkę i banana obieramy. Z gruszki dodatkowo wyciągamy gniazda nasienne. Następnie owoce kroimy w kostkę i blendujemy.


11. Koktajl mleczny z gruszką. (źródło przepisu)

- 2 gruszki
- 1 litr mleka
- 1 łyżka miodu
- 1 łyżeczka cynamonu + cynamon do ozdoby

Gruszki obieramy i wyjmujemy gniazda nasienne, kroimy w kostkę. Dodajemy pozostałe składniki i blendujemy. Cynamonem można usypać jakiś ładny wzorek na wierzchu.



12. Czerwony koloru serca. 

- truskawki
- pomarańcze
- jabłka

Truskawki oddzielamy od szypułek i kroimy na pół. Pomarańcze obieramy ze skóry i wyjmujemy pestki jeśli są. Jabłka obieramy i wyciągamy gniazda nasienne oraz kroimy w kostkę. Wszystko blendujemy.


Mam nadzieję, że przepisy przypadną wam do gustu. Jeśli zrobicie jakiś koktajl z mojego polecenia to proszę oznaczcie mnie na zdjęciu lub na instastory. :) 


Smacznego!
Życzy
Kaja 


Instagram @caly_swiat_patrzy