Do tego wyjazdu zbieraliśmy się stosunkowo bardzo
długo. W końcu stwierdziliśmy, że pojedziemy 29 stycznia. Postanowiliśmy również wybrać się na
zakupy po parę potrzebnych rzeczy, które ciężej jest u nas w mieście dostać niż
w Warszawie.
Na szczęście 29 stycznia było jak na zimę bardzo
ciepło i świeciło przepiękne słońce, więc jazda samochodem to była istna
przyjemność. Lili oczywiście pół drogi przespała, a przez drugie pół podziwiała
widoczki. Po kilku godzinach dojechaliśmy do stolicy, wykorzystaliśmy tą piękną pogodę i poszliśmy na króciutki
spacerek.
Mój mąż chciał zrobić mi niespodziankę i zabrać mnie
do Łazienek Królewskich, w celu zrobienia przepięknych zdjęć, jak i zwiedzania.
Nie raz byłam już w Warszawie, ale raczej w celu zakupów niż zwiedzania, więc o
stolicy wiem stosunkowo mało mimo tego, że to przecież nasza stolica Polski. Niestety
nie udało się, ponieważ Lilusia w Warszawie była strasznie marudna, być może
dlatego, iż rzadko tam jeździmy. Jak nas nie było
to był straszny płacz, a jak wróciliśmy to mała tuliła się do nas i nie chciała
nas puścić.
Na szczęście po kilku godzinach było już naprawdę
dobrze, mała śmiała się, śpiewała, piszczała. Była taka jak zawsze,
najwidoczniej zobaczyła, że nic się nie dzieje, rodzice byli, więc czuła się
bezpiecznie! Nie mogło obejść się również bez małej sesji zdjęciowej. Nasza mała dziewczynka jest bardzo mądra i wie już kiedy i jak pozować,
aby zdjęcie wyszło super 😃 Zabawa była przednia, więc malutka porządnie się wymęczyła, zjadła i niedługo potem zasnęła. Pomógł jej w tym miś szumiś, który bardzo, ale to bardzo nam pomaga i polecamy go wszystkim mamuśkom.
W oczekiwaniu na masaż 😂 |
Powiem wam szczerze, iż ucieszyłam się, że mój skarb w
końcu poszedł spać, ponieważ Arek uznał, że jest to odpowiedni moment na to, by
jednak się wyrwać i zabrać mnie, jak się później okazało, w najbardziej
romantyczne miejsce jakie kiedykolwiek widziałam. Tak naprawdę to do samego
końca nie wiedziałam gdzie jedziemy, dopóki nie udaliśmy się w stronę kas, gdzie otrzymaliśmy bilety oraz mapkę Ogrodu Światła.
Na samym wejściu, jeszcze przed kasami, zauroczył mnie
zapierający dech w piersi widok nad moją głową, a mianowicie przepiękna kurtyna
jaśniejąca tysiącami światełek. Zaraz po przejściu za kasy urzekły mnie smutne,
samotne i zarazem romantyczne ławeczki, przy których stały wysokie, jaśniejące
pochodnie, wyglądało to naprawdę magicznie.
Przed samą bramą wejściową znajdowała się ogromna
pralinka "Raffaello". Razem z mężem mieliśmy ochotę ją skosztować, ale niestety nie
była do jedzenia. Po przekroczeniu bramy znów urzekł mnie wspaniały widok, na
samym środku ogromnego placu stała fontanna mieniąca się na tle budynku, a
lekko po prawej stronie stała karoca z zaprzęgiem.
Dalej, po lewej stronie, znów przechodziło się przez
kolejną bramę. Z daleka słychać było muzykę baletową, jak tam dotarliśmy
okazało się, że właśnie trwał pokaz. Polegał na tym, iż w tle słychać było
muzykę, a co i rusz jedne światła się zapalały a drugie gasły w rytm tejże
melodii. Niesamowite ile pracy i wysiłku ktoś musiał w to włożyć, byśmy mogli
podziwiać takie rzeczy.
W Królewskim Ogrodzie Światła znajdował się również kącik poświęcony
przyrodzie, można było tam spotkać, np.:
- ślimaka
- przeróżne owady
- drzewa
- kwiaty
- konewkę, z której lała się woda
- i wiele innych
Na końcu tej wędrówki znajdowała się kawiarnia, w
której można było usiąść i napić się ciepłych napojów, by ogrzać się w tą zimną
noc lub skosztować tamtejszych przysmaków. My niestety nie skorzystaliśmy,
ponieważ nie mieliśmy na to czasu, ale widziałam, że wystrój tej kawiarni był
wspaniały. Natomiast przed samą kawiarnią stały dwie neonowe foto ścianki, do których
można było przyłożyć głowę i zrobić sobie śmieszne zdjęcie będąc, np. w tym
czasie reniferem lub Świętym Mikołajem.
Niestety na sam koniec nasze telefony były na skraju wyczerpania,
więc baliśmy się, że nikt się do nas nie dodzwoni, a przecież mała została z
babcią w domu. Gdy już zmierzaliśmy ku wyjściu z ogrodu światła okazało się, że
na tle budynków będzie jeszcze przedstawiona projekcja bajki, więc nagrałam kawałek. Było jednak późno, a do tego bardzo zimno i oboje zdecydowaliśmy, że wracamy. Gdy już wyszliśmy okazało się, iż wyświetlana animacja jest na tyle ciekawa, że chciałam ją nagrać do końca. Niestety,
byliśmy już za bramą, a nie wiedzieliśmy, czy można jeszcze wejść po wyjściu
czy już nie. Na szczęście mój mąż po prostu podszedł do bileterów, którzy pilnowali
wejścia i zapytał czy można jeszcze wejść. Panowie się zgodzili, więc weszliśmy
i nagraliśmy tę bajkę, była ona o królewskiej wydrze.
Według mnie, Królewski Ogród Świateł w Wilanowie to wspaniałe i przepiękne
miejsce, np. na randkę z ukochanym lub po prostu wypad ze znajomymi w celu
zobaczenia czegoś naprawdę ciekawego. Jednak jak na cenę za bilet wstępu, która
wynosiła 10 zł od osoby, to spodziewałam się czegoś więcej. Wszystko było
przepiękne, aczkolwiek brakowało mi czegoś, liczyłam na to, że będą to bardziej
rozległe widoki i będzie więcej do oglądania. Mimo wszystko nadal polecam i
będę polecała to miejsce. Podejrzewam, że dzieci będą miały największą frajdę z
tych pokazów.
Po powrocie z ogrodu zastaliśmy w domu niezwykły widok, a
mianowicie Lili nie płakała tylko grzecznie się bawiła. Następnie
zebraliśmy się, by wyruszyć w drogę powrotną do domu, która była bardzo długa i
męcząca.
A Wy macie jakieś swoje ulubione miejsca godne polecenia? Jeśli tak to zapraszam do dyskusji w komentarzach oraz zachęcam również do podzielenia się ze mną tym, jak wasze dzieciaki zachowują się podczas podróży.
A Wy macie jakieś swoje ulubione miejsca godne polecenia? Jeśli tak to zapraszam do dyskusji w komentarzach oraz zachęcam również do podzielenia się ze mną tym, jak wasze dzieciaki zachowują się podczas podróży.